Listen to this article Ósmy stopień pychy: obrona grzechów 45. W rozmaity sposób bywają uniewinniane grzechy. Często wymawiający się od… Pełen dostęp do treści i komentarzy dla subskrybentów. Zaloguj się lub przejdź do Rejestracji. Nowe niższe ceny Płatność kartą Płatność przelewem Płatność kartą do 6 osób Bernard z Clairvaux (*) F. J. Holzwarth. Treść: Młodość św. Bernarda; Clara vallis; ascetyzm i wymowa św. Bernarda; jego pisma i wpływ na Europę zachodnią. Pierwszą postacią, której przypatrzyć się musimy w XII wieku, bogatym w wielkich mężów i w wielkie wypadki, jest św. Bernard. Egzorcyzm z Rituale romanum do odmawiania prywatnego. By Traditio et Fides. 21 października, 2016. Listen to this article Ponieważ dzięki dosyć sporej szczodrości naszych czytelników znowu możemy zamówić kolejną Mszę Trydencką w Le…. Pełen dostęp do treści i komentarzy dla subskrybentów. Zaloguj się lub przejdź do Rejestracji. Świętych i błogosławionych o tym imieniu jest ponad czterdziestu.Św. Bernard z Aosty, patron alpinistów (XI w.). Hodował duże psy tresowane do służby ratowniczej w Alpach – nazywane bernardynami. Patron górali. (Wspomnienie 15 czerwca).Św. Bernard z Parmy, generał zakonu walumbrozjanów. (Wspomnienie 4 grudnia).Św. Bernard z Aby ewentualnie kiedyś wizji intelektualnych dostąpić, jak Bóg da, należy oczyścić wyobraźnię i umartwiać wzrok nie przyswajając niepotrzebnych obrazów. Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd. Opat z Clairvaux zachęca do kontemplacji i mistycyzmu. Tylko Jezus jest „miodem w ustach, kantykiem w uchu, radością w sercu. Drodzy bracia i siostry, dziś chciałbym mówić o świętym Bernardzie z Clairvaux, nazywanym „ostatnim z Ojców” Kościoła, ponieważ w XII wieku raz jeszcze odnowił i uobecnił wielką teologię Ojców. Nie znamy szczegółów jego dzieciństwa; wiemy jednak, że urodził się w 1090 roku w Fontaines we Francji, w dość zamożnej rodzinie wielodzietnej. Jako młodzieniec wyróżnił się w nauce tak zwanych sztuk wyzwolonych – zwłaszcza gramatyki, retoryki i dialektyki – w szkole kanoników kościoła w Saint-Vorles, w Châtillon-sur-Seine i dojrzewał w nim powoli zamiar podjęcia życia zakonnego. W wieku około dwudziestu lat wstąpił do Cîteaux – nowej fundacji monastycznej, lżejszej od starych i czcigodnych ówczesnych klasztorów, jednocześnie jednak bardziej wymagającej, gdy chodzi o praktykowanie rad ewangelicznych. Kilka lat później, w 1115, św. Stefan Harding, trzeci opat Cîteaux wysłał Bernarda do założenia klasztoru w Clairvaux. Tu młody opat, który miał zaledwie 25 lat, mógł wydoskonalić swoje pojęcie życia monastycznego i zaangażować się we wcielanie go w życie. Widząc dyscyplinę panującą w innych klasztorach, Bernard zdecydowanie podkreślał konieczność życia wstrzemięźliwego i umiarkowanego tak przy stole, jak i w stroju i w zabudowaniach klasztornych, zalecając utrzymanie i troskę o ubogich. Tymczasem wspólnota w Clairvaux rosła wciąż liczebnie i mnożyła swoje fundacje. W owych latach, przed rokiem 1130, Bernard prowadził bogatą korespondencję z wieloma osobami, zarówno ważnymi, jak i skromnej kondycji społecznej. Do licznych Lisów z tego okresu należy dodać równie liczne Kazania, a także Sentencje i Traktaty. Na ten okres przypada też wielka przyjaźń Bernarda z Wilhelmem – opatem Saint-Thierry i Wilhelmem z Champeaux, należącymi do najważniejszych postaci XII stulecia. Od roku 1130 zajmował się wieloma poważnymi sprawami Stolicy Apostolskiej i Kościoła, dlatego coraz częściej musiał opuszczać swój klasztor, a czasami i Francję. Założył też kilka klasztorów żeńskich i był uczestnikiem ożywionej wymiany korespondencji z Piotrem Czcigodnym, opatem Cluny, o którym mówiłem w ubiegłą środę. Swoje pisma polemiczne skierował przede wszystkim przeciwko Abelardowi, wielkiemu myślicielowi, który zapoczątkował nowy sposób uprawiania teologii, wprowadzając przede wszystkim dialektyczno-filozoficzną metodę konstruowania myśli teologicznej. Innym frontem, na którym walczył Bernard, była herezja katarów, którzy gardzili materią i ludzkim ciałem, pogardzając tym samym Stwórcą. On natomiast czuł się w obowiązku występować w obronie Żydów, potępiając oraz bardziej szerzące się nawroty antysemityzmu. Ze względu na ten ostatni aspekt jego działalności apostolskiej, kilkadziesiąt lat później Efraim, rabin Bonn, oddał Bernardowi przejmujący hołd. W tym samym okresie święty Opat napisał swoje najsławniejszego dzieła, jak głośne Kazania o Pieśni nad pieśniami. W ostatnich latach swego życia – zmarł w 1153 roku – Bernard musiał ograniczyć podróże, nie rezygnując z nich jednak zupełnie. Wykorzystał to do ostatecznego przejrzenia zbioru Listów, Kazań i Traktatów. Na wspomnienie zasługuje książka dość wyjątkowa, którą ukończył właśnie w tym okresie, w 1145, kiedy jeden z jego uczniów, Bernardo Pignatelli, został papieżem, przyjmując imię Eugeniusz III. Z tej okazji Bernard, jako ojciec duchowy, skierował do tego swego syna duchowego tekst zatytułowany „De Consideratione”, zawierający wskazania, jak być dobrym papieżem. W księdze tej, która pozostaje lekturą odpowiednią dla papieży wszystkich czasów, Bernard nie mówi jedynie, jak być dobrym papieżem, ale ukazuje też głęboką wizję tajemnicy Kościoła i tajemnicy Chrystusa, która prowadzi ostatecznie do rozważania tajemnicy Boga Trójjedynego: „Należałoby nadal szukać tego Boga, którego jeszcze nie dość szukany”, pisze święty Opat, „być może jednak uda się szukać lepiej i łatwiej w modlitwie niż w dyskusji. Zakończmy więc na tym księgę, ale nie poszukiwania” (XIV, 32: PL 182, 808), nie drogę ku Bogu. «« | « | 1 | 2 | » | »» Proces schodzenia po stopniach pychy opisał szczegółowo w XII w. św. Bernard z Clairvaux w traktacie „O stopniach pokory i pychy”. Mówi tam o tym jak pewni ludzie „schodzą” po stopniach pychy osiągając wreszcie stan „śmierci duszy”. Człowiek „umarły na duszy” – „żywy trup” zaczyna się „rozkładać” tracąc powoli, ale nieubłagalnie to, co można nazwać resztką jego człowieczeństwa, stając się coraz bardziej „trupem” i to tak dalece, stwierdza wielki Doktor Kościoła, że aż, w pewnym momencie „już cuchnie”. Ten stan jest czymś najgorszym, co może nas spotkać, szczytem nieprawości i niegodziwości, a zarazem nieodwracalną, całkowitą degeneracją duchową i moralną człowieka. W jaki sposób dochodzi do tej degeneracji? Św. Bernard wyróżnia dwanaście etapów tego procesu. l. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Każdy z nas, mówi św. Bernard, musi, przede wszystkim, poznać samego siebie i „dojrzeć własną nędzę”. Musimy przecież wiedzieć kim jesteśmy, co się w nas i co się z nami dzieje, dokąd zmierzamy, gdzie chcemy zmierzać, dokąd powinniśmy zmierzać. Musimy wiedzieć. co powoduje, że jesteśmy wolni, a co nas zniewala. co nam służy, a co nas niszczy, kiedy wzrastamy a kiedy się degenerujemy. Musimy znać swoje braki. wady. słabości i błędy. Potrzebne jest to nam do odnalezienia własnego miejsca w życiu, do znalezienia się w każdej sytuacji, do uniknięcia nieszczęścia. Przykrości, kompromitacji. Potrzebne jest to nam również po to, byśmy mogli pracować nad sobą. doskonalić się, posuwać się do przodu, a nie do tyłu, w górę, a nie w dół. Musimy być w ciągłym kontakcie z prawdą o nas samych, by móc sprawować nad sobą kontrolę i nad wszystkim tym co robimy. Człowiek jest istotą niedoskonałą. Jego możliwości są bardzo ograniczone. Jest też ograniczony czasem i przestrzenią. Jego „pojemność” jest zatem niewielka. Musi więc bardzo roztropnie gospodarować swoim „potencjałem”. Jeśli uczyni jedną „inwestycję” nie uczyni innej. Musi zatem wybierać jedno kosztem drugiego. Wybór taki jest często bardzo ograniczony. Niekiedy wcale go nie ma. Tylko bowiem szaleniec odrzuca to, co mu służy na rzecz tego, co go niszczy. W pierwszym rzędzie nie może nam, co chyba jest oczywiste. zabraknąć „potencjału” dla poznania samego siebie, zobaczenia i pełnego uświadomienia sobie własnej „nędzy”. dla sprawowania nieustannej kontroli nad sobą. Tym, co nie tylko utrudnia ale także, w konsekwencji, faktycznie uniemożliwia spełnienie tej podstawowej dla nas czynności jest, stwierdza św. Bernard, ciekawość. Jest ona, sama w sobie, czymś absurdalnym. W jej efekcie przecież, angażując często wiele sił, środków i czasu, nabywamy informacje i rozumienia, które są i będą dla nas całkowicie bezużyteczne. Jest ona ponadto rodzajem obżarstwa. Obżarstwo zaś nie powoduje jedynie „niestrawności”. Nie bez powodu jest jednym z grzechów głównych. Przede wszystkim jednak ciekawość odwraca naszą uwagę od samych siebie, jest, jak mówi św. Bernard, chorobą duszy będącą przyczyną zaniedbywania siebie i zajmowania się wszystkim innym. Ponieważ dusza taka nie zna siebie – czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy” – wygnana jest jakby na zewnątrz, „aby paść koźlęta” (por. Pnp Koźlętami. oznaczającymi grzech, słusznie mógłbym nazwać oczy i uszy. bowiem jak śmierć weszła na świat przez grzech, tak do duszy przez te właśnie okna przenika. Takie to więc koźlęta wyprowadza na pastwisko w ciekawości swojej, nie troszcząc się o poznanie swojego wnętrza. Bo istotnie gdybyś, człowiecze, badał się dokładnie byłoby dziwne, żebyś jeszcze na co innego zwracał swą uwagę! Posłuchaj ciekawcze, Salomona, posłuchaj głupcze, Mędrca: „Z całą pilnością strzeż serca swego” (Prz. 4. 23), w tym mianowicie celu. by wszystkie zmysły czuwały i strzegły źródła dającego życia. Dokąd to ciekawcze od siebie odchodzisz? Czyjej opiece powierzasz się na ten czas? Jak śmiesz podnieść oczy ku niebu – ty, co zgrzeszyłeś przeciwko niemu? Patrz w ziemię, abyś poznał samego siebie”. Ciekawość zamienia naszą świadomość w wielkie śmietnisko. Wszystkie te śmieci zakrywają to co ważne, cenne, istotne. Rodzi się w nas chaos, w którym się gubimy. Zarazem zaczynamy mieć poczucie pewnego nasycenia, wewnętrznego bogactwa. Czujemy się pełni. To, w połączeniu z brakiem samokontroli powoduje, iż zaczyna nas powoli ogarniać pycha. Nie widzimy naszych błędów, słabości, nie czujemy pustki. Jesteśmy zatem we wszystkim Nasze wady, których nie zwalczamy, powiększają się. Zaczynają coraz bardziej dawać znać o sobie skutki grzechu pierworodnego. Uwalniają się niskie instynkty. Zaczynają w nas, przyjmując taką czy inną, czasami, wydawałoby się zaskakującą postać, dominować. Budzą się w nas „demony”. To ciekawość. mówi św. Bernard. spowodowała upadek szatana, grzech Ewy. „Szatan – czytamy – odpadł od prawdy przez ciekawość, albowiem wpierw z wielkim zainteresowaniem podglądał to czego potem grzesznie pożądał i zuchwałe oczekiwał”. Ewa wiedziona ciekawością uległa namowom szatana. 2. Zazdrość i poczucie wyższości Pierwszym efektem ciekawości jest powierzchowne, płytkie, małostkowe myślenie. Św. Bernard nazywa to zjawisko lekkomyślnością. Polega ono na ujmowaniu wszystkiego w prymitywnych kategoriach „więcej” i „mniej”. które odnoszone są do naszego, niekontrolowanego już, degenerującego się, rozdętego ,Ja”. Człowiek „lekkomyślny” odnosi siebie wciąż do innych dzieląc ich na jakoś lepszych i jakoś gorszych od siebie – tych. co mają czegoś więcej i tych. co mają czegoś mniej. Zaczynają w nim dominować dwa uczucia: zazdrość i poczucie wyższości. Zazdrości „tym lepszym”. pogardza „tymi gorszymi”. Całe swoje życie zaczyna poddawać zazdrości i pogardzie – ukazywaniu swojej wyższości. Z jednej więc strony robi wszystko byle tylko dorównać „tym wyższym”, goni za pieniędzmi, władzą, sławą. Z drugiej strony poświęca dużo sił i środków na to. by wciąż udowadniać „tym niższym”, że on jest lepszy. manifestuje swój stan posiadania, wyolbrzymia go, daje wciąż poznać jaką to on ma władzę, jaki jest wolniejszy, silniejszy, itd. 3. „Serce głupich gdzie wesele” (Syr 7, 5). Zabić smutek Następnym krokiem w dół jest zawężenie horyzontu myślowego do obszaru. w ramach którego „ja” może się nadal rozdymać i w którym rodzi się nieustające poczucie samozadowolenia. Człowiek znajdujący się na tym stopniu pychy ogranicza swoją ciekawość tego wszystkiego. w czym ukazać się może jego własna miernota i wyższość innych. i kierują ją w zupełnie inną stronę: zwraca uwagę na swe domniemane cnoty i w żadnym wypadku nie uznaje zasług drugiego. Usunąwszy z pamięci wszystko. co dotychczas uznawał w sobie za godne pogardy. a więc przykre. a zebrawszy to. co według niego zasługuje na szacunek. nie myśli przy tym o niczym innym jak tylko o tym. co mu się w sobie podoba.” Największym problemem dla takiego człowieka jest, stwierdza św. Bernard, smutek. który rodzi się w nim gdy, pomimo wszystko, uświadomi sobie jakąś swoją słabość, jakiś brak. jakiś swój błąd. Stara się go „zabić” – po tym można go rozpoznać – „niestosowną wesołością” traktowaniem wszystkiego w sposób nie do końca poważny, jakoś żartobliwy, najczęściej z cynicznym i zjadliwym humorem nie szanującym żadnych świętości. Chce nią nasycić swoje życie tak dalece, by nie było już w nim miejsca na poważną refleksję mogącą obnażyć prawdę o nim. 4. Potok próżności Czwarty stopień pychy to stopień „wzmożonej próżności”. która najczęściej. choć w różny sposób. objawia się w „wielomóstwie”. Jest to sensu stricte chełpliwość. Sprowadza się ona do zjawiska, które młodzież nazywa „szpanem”. Jest to popisywanie się własną wiedzą, erudycją, umiejętnością wysławiania się, dowcipem. „Będzie więc mówił – stwierdza św. Bernard – albo pęknie. Jest bowiem wypełniony gadaniną i ciśnie go para, która w nim jest. Łaknie i pragnie słuchaczy, przed którymi mógłby się popisać swoją próżnością, na których mógłby wylać to, co czuje, aby dowiedzieli się o jego wielkości. Przy nadarzającej się okazji, ilekroć rozmowa dotyczy nauki, on przytacza problemy stare i nowe – płyną błyskotliwe sentencje, latają pompatyczne frazesy, Odpowiada chociaż go nikt nie pyta. Sam zadaje pytania i sam udziela odpowiedzi; przerywa mówiącym. /…/ Mógłby budować. ale nie ma zamiaru. Nie myśli uczyć ciebie. albo uczyć siebie. ale mówi i mówi, by wiedziano do czego jest zdolny. 5. „Nie jestem jak inni ludzie” „Przykro jest wynoszącemu się nad innych – mówi św. Bernard – nie czynić czegoś, co by go wyróżniało”. W ten sposób rodzi się to zjawisko, które wielki Doktor Kościoła nazywa „kultem własnej odrębności”. Człowiek, który zstąpił na ten stopień pychy: „Wcale nie stara się być lepszym, chce tylko za takiego uchodzić. Nie pragnie żyć doskonale. pragnie tylko, by go za doskonałego uważano, ażeby mógł powiedzieć: „Nie jestem jak inni ludzie” (Łk 18, 11). Cały swój wysiłek poświęca więc tworzeniu swojego „image” – zaczyna udawać najlepszego manifestacyjnie podejmując takie działania, które w powszechnej opinii uchodzą za oznakę wielkości. Wszystko robi na pokaz, stwarza tylko pozory zaniedbując, faktycznie, całkowicie swoje życie moralne i duchowe. 6. Zarozumiałość Człowiek zstępujący na ten stopień pychy pozbywa się niepokoju. który mu dotąd towarzyszył. niepokoju rodzącego się w związku z pytaniem: Czy jestem doskonały? Taki człowiek jest teraz pewny, stuprocentowo pewny – jestem wspaniały pod każdym względem, wszyscy przy zdrowych zmysłach muszą to uznać. Św. Bernard mówi, że życie takiego człowieka zdominowane jest przez niezachwianą niczym pewność siebie, pyszałkowatość i głód pochlebstw. Odrzuca on autorytety. wierzy tylko sobie, wszystko, co robi uznaje za szczyt doskonałości. Wciąż manifestuje tą swoją „doskonałość”, opowiada o niej, popisuje się swoimi zdolnościami. Zarazem robi wszystko, by usłyszeć pochwały. Podejmuje je w taki sposób. by, przede wszystkim. innym się to podobało. Działa „pod publiczkę”, zadaje się tylko z takimi ludźmi, którzy albo go podziwiają. albo przynajmniej nie szczędzą mu komplementów. 7. Niepohamowana ambicja Normalny człowiek szuka swojego miejsca w życiu, nie za niskiego, nie za wysokiego, tego właśnie, które jest mu przeznaczone, które odpowiada jego możliwościom, w którym nie tylko dobrze się czuje ale i potrafi sprostać wszystkim, związanym z nim wymaganiom. Człowiek, który zstąpił na siódmy stopień pychy chce być jak najwyżej. Jego ambicja jest nieograniczona. Wszystko jej podporządkowuje. W pierwszym rzędzie poświęca się temu. co nazywa się karierą zawodową. Bez pardonu, bez miłosierdzia dla innych, ale także i dla siebie, wręcz, niekiedy nawet wprost, po trupach pnie się w górę. Także w innych sferach nie zapomina nigdy o swoich aspiracjach. Zawsze chce być najlepszy, stać jak najwyżej. „Jakże człowiek przekonany o swej wyższości – stwierdza św. Bernard – może bardziej cenić innych niż siebie? Na zebraniach zajmuje pierwsze miejsce. w naradach pierwszy zabiera głos. Zjawia się nie proszony, wtrąca się bez przyczyny, poprawia porządek, kwestionuje decyzje. Czego sam nie przeprowadził i nie uporządkował. nie uważa za słuszne i sprawiedliwe. Wydaje sądy o sędziach. wyroki uprzedza projektami orzeczeń. […] Gdy mu zlecają wykonanie jakiejś drobnostki, zżyma się, protestuje, uważa bowiem, iż nie wypada zajmować się błahostkami, ponieważ jest stworzony do wielkich rzeczy”. 8. „Nie zrobiłem niczego złego” Człowiek. który- uznaje się za doskonałego. który- nie ma żadnych wątpliwości. co do swojej doskonałości. zarozumiały i chorobliwie ambitny staje się. jeśli chodzi o własną osobę. „ślepy moralnie”. Nie jest w stanie, w żaden sposób dostrzec swoich słabych stron, błędów, grzeszków nawet wtedy, gdy jawią się one jak na dłoni. gdy są bezdyskusyjne, oczywiste, gdy aż „kolą w oczy”. Gdy ktoś więc coś mu wytknie, przedstawi świadków, udowodni niezbicie nie przyjmie tego do wiadomości bądź do upadłego będzie się bronił starając się udowodnić, że faktycznie nie ma tu żadnej jego winy. Taki człowiek. stwierdza św. Bernard. gdy wspomni się o jakimś jego przewinieniu, zawsze zaczyna swą obronę od zdania: „Nie zrobiłem tego”. Gdy się go trochę „przyciśnie do muru” mówi: .,Zrobiłem. Rzeczywiście, ale dobrze”. Gdy mu się udowodni grzech w taki sposób się usprawiedliwia, że wynika z tego co mówi, iż on za to nie odpowiada. Stwierdza np.: „Chciałem dobrze, a że stało się tak jak się stało to już nie moja wina”. Oskarżony reaguje zawsze agresywnie, „złości się”, wreszcie stara się udowodnić, przede wszystkim sobie, ale także innym, że powodem oskarżenia jest uprzedzenie, zazdrość, że jest ono zakamuflowanym prześladowaniem itp., itd. Ten stan, czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy” jest charakterystyczny dla ósmego stopnia pychy. W tym momencie zstępujący po stopniach pychy „wkracza w przedsionek piekła”, staje się podobny szatanowi, już zaczyna traktować siebie jak Boga – istotę, w wypadku której słabości, błędy, pomyłki, grzechy są nie do pomyślenia. Człowiek, który osiągnął ósmy stopień pychy „dusi się” moralnie, „usycha” duchowo, zaczyna „konać”, by wreszcie „umrzeć” na duszy. Na tym stopniu pychy staje się więc, stwierdza św. Bernard, żywym trupem. Od tego momentu zaczyna się już „rozkładać”. 9. Kłamstwo i przewrotność W świadomości człowieka zstępującego po stopniach pychy zachodził dotąd proces utraty kontaktu z prawdą o sobie i, w znacznej mierze, również prawdą o innych ludziach oraz, w konsekwencji, całej rzeczywistości. W ramach tego procesu zanika zatem tak samokrytycyzm tego człowieka jak i zdolność prawidłowej oceny wszelkich zjawisk i faktów. W efekcie człowiek taki traci zdolność rozpoznania swojego realnego (faktycznego) „ja” biorąc za nie swoje „ja” idealne (wymyślone przez siebie) i dokonując, za jego pośrednictwem projekcji na całą rzeczywistość tak, że zaczyna funkcjonować w większym stopniu w krainie fikcyjnej wykreowanej przez swoje marzenia i oczekiwania niż w realnym świecie wierząc zarazem wciąż głęboko. że wszystko to jest „nagą” prawdą. Takie postępowanie podyktowane jest jego naturalnym przywiązaniem do prawdy. Fakt. iż przywiązanie to zaczęła przewyższać pycha powodował, że człowiek taki robił wszystko, by za prawdę uznawać tylko to, co „karmiło” tę pychę. Śmierć duszy, która nastąpiła na ósmym stopniu pychy polegała, także, na całkowitym zanegowaniu swojego realnego „ja” (można powiedzieć „zabiciu” go), a co za tym idzie również pozostałej części rzeczywistości. co spowodowało. w konsekwencji, utratę przywiązania do prawdy. Teraz zaczęła się już liczyć dla tego człowieka i rządzić nim niepodzielnie pycha. Ustało więc działanie przyczyn zmuszających go do separowania się od faktów. Nastąpiło otwarcie na nie i zarazem całkowite ich lekceważenie. Ze stanu zatem wyalienowania z rzeczywistości. swego rodzaju niepoczytalności człowiek taki przeszedł nagle do stanu chłodnej, obiektywnej oceny faktów i pełnej odpowiedzialności za swoje pomysły i czyny. Jedynym efektem tego mogły być, w takim kontekście tylko „narodziny” kłamstwa i przewrotności jako środków pielęgnacji pychy. Św. Bernard podaje przykład zachowania zakonnika znajdującego się na tym stopniu pychy, który twierdząc dotąd, że jest bez grzechu zaczyna nagle „kłamliwie wyznawać grzechy”. „Tego rodzaju człowiek – czytamy w traktacie „O stopniach pokory i pychy” – nie tylko nie usprawiedliwia czynionych mu zarzutów. ale wręcz przeciwnie – winę swą powiększa do tego stopnia. że widząc jak dodaje do niej rzeczy wprost niewiarygodne i dziwne. jesteś skłonny odrzucić nawet to, coś dotąd uważał za pewne. Rozgłaszając rzeczy nie do wiary, przewrotnie zakrywają grzech, kiedy go wyznają: słowa oskarżenia brzmią chwalebnie. lecz nieprawość wciąż kryje się w sercu słuchacz ma utwierdzić się w przekonaniu, że to nie tylko prawda, ile raczej pokora przez nich przemawia. według tego, co napisano: „Sprawiedliwy najpierw sam siebie oskarża” (Prz 18, 17)”. Człowiek. który znajduje się na dziewiątym stopniu pychy zaczyna świadomie przeciwstawiać ją prawdzie. Jeszcze jednak prawdy nie neguje. Chce tylko żeby mu w żaden sposób nie przeszkadzała. Pragnie żyć i funkcjonować i być akceptowanym w „porządku prawdy”. Pragnie aby, w jej perspektywie, go doceniono”. Stara się więc ją naginać tak, by „była po jego stronie” (przewrotność) lub zniekształcać aż do faktycznego (ale nie formalnego) jej zakwestionowania – „neutralizować” (kłamstwo) tak, by zawsze mu „służyła”. Chce ją zatem, po prostu. podporządkować swojej pysze. Wysiłki te jednak satysfakcjonują go nie w pełni i krótko. „Apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Zstępuje więc na kolejny stopień pychy. Proces „gnicia” zaczyna przebiegać coraz szybciej. 10. Bunt: uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem. Ten stopień pychy jest początkiem buntu woodu. Jest to w pierwszym rzędzie. i to jeszcze skrywany, bunt przeciwko ludziom, głównie przeciwko wszelkim „szefom” i autorytetom. Żywy trup nie chce już. nawet formalnie. w żaden sposób być komukolwiek podporządkowany. Nie chce nikogo słuchać ani z nikim się liczyć. Otwarcie więc kwestionuje zasadność wszystkich takich zależności. także intelektualnych. moralnych, obyczajowych. On jest przecież „najlepszy”, „najmądrzejszy” , „największy” itd. Nie zniesie, by ktoś, choćby pośrednio, to kwestionował. Taka postawa prowadzi go wprost do buntu również przeciwko prawdzie jako takiej. przeciwko całej rzeczywistości. Ludzie. którzy go do czegoś „zmuszają” odwołują się przecież do prawdy, wskazują na rzeczywistość. mówią – „musi być tak. a nie inaczej”, „tak jest głupio”, ”to jest zło” itd. Żywy trup na tym etapie ”swojego rozwoju” nie próbuje jeszcze otwarcie „brać się za bary” z Bogiem, jeszcze woli Go ignorować, lub wierzy, że to jego właśnie, jako tego najlepszego, Bóg promuje. Atakuje agresywnie nie przebierając w środkach to, co nazywa „ludzką prawdą”, „ludzkim rozumieniem dobra”, ”ludzkim ujęciem Boga” i jest przekonany, że może, de facto, innych ludzi, całą rzeczywistość, samego Boga „owinąć sobie dookoła palca”. Wierzy w swój sukces – w to, że uczyni życie śmiercią, a śmierć życiem. Próbuje jeszcze trzymać się, chociażby formalnie, faktów, uznaje jakoś czy raczej toleruje pewne aspekty natury. Jest wodzem swojej własnej, prywatnej, totalnej „rewolucji” i ma głęboką nadzieję zwycięstwa. 11. Wystąpienie przeciwko Bogu. Żywy trup Zwycięstwo to nie nadchodzi. Mnożą się natomiast porażki. Rzeczywistość. pomimo wszystkich manipulacji, pozostaje rzeczywistością. prawda. wbrew wszystkim wysiłkom. pozostaje prawdą. Prawo naturalne wciąż daje o sobie znać. Bóg wciąż jest Bogiem. Panem stworzenia i Prawodawcą. a Jego obecność i działalność, Jego miłosierdzie, od których nie można uciec, przypominają o ludzkiej słabości, małości, bezradności, boleśnie godzą w podsycaną wciąż przez rosnące ciągle, jak na drożdżach” pychę, „miłość” własną. Żywy trup nie może pogodzić się z taką sytuacją. Występuje otwarcie, wprost przeciwko Bogu. Już nie jest „nieśmiałym” uczniem szatana. Jeśli świadomie uznawał go za swojego mistrza i przewodnika odrzucającego autorytet, nawet, niekiedy, gardzi nim z powodu jego porażek. To on – żywy trup będzie nosicielem światła – Lucyferem. To on pokona Boga i zajmie Jego miejsce. Układa sobie więc teraz plan „detronizacji” Boga. Plan taki przybrać może różne postacie. Niekiedy jest bardzo rozbudowany, precyzyjny. finezyjny, drobiazgowy. Jego pierwszy punkt, jedyny zresztą, który udaje się żywemu trupowi zrealizować, jest zawsze taki sam: postępować tak jakby Boga nigdy nie było. Św. Bernard nazywa to „swobodą grzeszenia”. W tym momencie żywy trup zaczyna głosić „wolność bez granic” i realizuje ją podejmując i gloryfikując takie działania, co do których przypuszcza. że najbardziej zabolą Boga, najbardziej w Niego ugodzą. Grzech czyni swoim chlebem powszednim. „Nurza się” w nim i „tarza” jak świnia w błocie. Wychwala jego „smak”. „Pieje” nad swoim „szczęściem”. Drwi: „No i co, cóż na to Bóg, nic nie może, nie reaguje, jest bezsilny. nie ma go – umarł.” Bada granice swojej niegodziwości, kroczy wciąż dalej i dalej. grzeszy coraz więcej. coraz częściej, coraz intensywniej. To zjawisko świetnie uchwycił Henryk Sienkiewicz w „Quo vadis” gdzie Neron. w chwili szczerości. mówi: „Zabiłem nawet swoją matkę. by zobaczyć czy bogowie zareagują” . Pozbywa się resztek niepokoju. jest coraz pewniejszy siebie. czuje się coraz silniejszy. czuje się coraz bardziej bogiem. Powoli. niedostrzegalnie. dla siebie, przekracza ostatnią granicę – wchodzi w ostatni etap swojego „rozkładu”. „Niestety. podobnie jak bywa z próbującym przejść rzekę w bród – stwierdza św. Bernard – i on zwolna pogrąża się w wirze grzechów”. Dodajmy: by dotrzeć za życia, jeżeli to można jeszcze nazwać życiem, do samego dna „piekła”. 12. „Już cuchnie” To dno „piekła” św. Bernard nazywa „nałogiem grzechowym”. „Gdy pierwsze występki – czytamy w traktacie ”O stopniach pokory i pychy” – unikną straszliwego wyroku Bożego, szuka się nowych rozkoszy; te zaś uwodzą coraz bardziej. Rozbudza się pożądanie, rozum popada w stan uśpienia, a nałóg zacieśnia pęta. Nieszczęśnik stacza się w przepaść zła i jako więzień poddany zostaje tyranii występków”. Proces „rozkładu” żywego trupa kończy się w tym momencie. Już nie ma w nim nic. co mogłoby jeszcze zgnić. Nad niczym już nie panuje. Jest tylko kukłą. którą wprawia w ruch. taka czy inna. teraz niejako samoistna. żądza. Jest mumią. która porusza się ruchem robactwa. które ją toczy. To dosłownie trup i to trup. Który ”już cuchnie”. Pycha i wolność Wolność jest tym, co człowiek zawsze rozpoznawał jako stan, w którym powinien się znajdować – jako jeden z podstawowych warunków prawdziwie ludzkiej egzystencji. Wolność to chyba najbardziej „ogólnoludzka” wartość ze wszystkich tych, które kiedykolwiek przyjmowała ludzkość. Nikt zatem z tych. którzy mają na ustach hasło „człowiek” nie będzie przeczył. że należy ona do natury człowieka, że jest jego prawdą, drogą, życiem. I nic dziwnego. bo przecież, w istocie wolność jest jednym z imion Boga. To Bóg ofiarował ją nam w momencie stworzenia. abyśmy ją pomnożyli aż do granic naszych możliwości. aż do tego momentu. w którym Jego Wola stanie się naszą wolą, a Jego wolność naszą wolnością. To jednak nie oznacza. że mamy stać się bogami, zostać wprost i dosłownie Bogiem. Wręcz przeciwnie – mamy maleć. To pokora, co jest przecież tak oczywiste. jest kluczem, który otwiera drzwi naszej wolności. Kto tego jeszcze wyraźnie nie widzi niech przyjrzy się pysze i jej owocom. W dziejach kultury ludzkiej, szczególnie w ostatnich dziesiątkach lat, formułowano wiele definicji wolności. Nie ma co ich tu omawiać. Nie warto wdawać się w polemiki. Jakby bowiem nie rozumieć wolności, pycha będzie zawsze tym, co ją skutecznie niweczy. Nawet Więc to. zafałszowane przecież. rozumienie wolności jakie podsuwają nam tak nachalnie żywe trupy. gdy skonfrontować je z ich stanem, na którymkolwiek stopniu „umierania” czy „rozkładu” się znajdują pozwoli nam stwierdzić, że wolność jest im całkowicie obca, że zadziwiająco konsekwentnie robią wszystko, by jej uniknąć. Weźmy pod uwagę pierwszy stopień pychy. Czy można wolnym nazwać człowieka, który nie poświęcając czasu, sił i środków na poznanie samego siebie, nie wie. tak naprawdę, czego potrzebuje, pragnie, chce, który nie wie i nie poznaje „swojej nędzy” i nie próbuje w konsekwencji, jej usunąć? Czy człowiek wolny to człowiek, który nie zabiega o swe podstawowe interesy? Wyraźnie widać tu zjawiska popadania w niewolę. Jest to, w tym momencie niewola, którą można nazwać niewolą niewiedzy. Weźmy pod uwagę drugi stopień pychy. Pojawia się tu jak na dłoni. nowy typ niewoli. Jakże inaczej bowiem można nazwać poddanie się rządom zazdrości i poczucia wyższości. Jest to. posługując się językiem św. Bernarda, niewola „lekko-myślności”. A trzeci stopień pychy. To już wprost „zabijanie” wolności, intensywne pogłębianie niewoli niewiedzy. To także nowy typ niewoli – niewola „niestosownej wesołości”. Czwarty stopień. Kolejne więzy – niewola próżności. Piąty. Dalsze ograniczenia: niewola „kultu własnej odrębności”. Szósty. Pogłębianie niewoli niewiedzy, a ponadto, niewola zarozumiałości. Siódmy. Straszna niewola ambicji. Ósmy. Niewola niewiedzy osiąga swój szczyt. Dziewiąty. Bezpośrednie, całkowite zniewolenie przez własną pychę. Zwiększenie się pozostałych typów niewoli. Znaczne zmniejszenie się niewoli niewiedzy często identyfikowane przez żywego trupa jako odzyskanie wolności. Dziesiąty. Umacnianie się niewoli pychy. Jedenasty. Dodatkowe więzy: poddanie się „regulaminowi grzechu”. I wreszcie stopień dwunasty. Zamknięcie wszystkich furtek do wolności. Piekło totalnego uzależnienia. Można powiedzieć, że w zasadzie nie ma już tego, kto mógłby być wolny czy zniewolony. To już bowiem nie on myśli, podejmuje decyzje, działa. Jest tylko, jak już o tym mówiliśmy, bezwolną kukłą. [ „Masoneria polska i okolice”, Stanisław Krajski, 1997, 316-331 ] Co ciekawe, według tego świętego opata i Doktora Kościoła z XII wieku każdy stopień pychy może stać się stopniem pokory. W jaki sposób?Wszyscy znamy powiedzenie, że „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Mało kto jednak wie, że przysłowie to ma związek z pierwszym traktatem mistycznym św. Bernarda z Clairvaux. Ten cysterski mnich w 1124 r. napisał bowiem „Księgę o stopniach pokory i pychy”. Pierwszym z tych stopni jest właśnie ciekawość… Wyliczmy tu je stopni pychy według św. Bernarda:Za kogoś, kto jest na którymś ze stopni pychy, nasz święty poleca się oczywiście modlić. Aby, gdy już się opamięta, znalazł się na odpowiednim stopniu pokory. Według Bernarda bowiem każdy stopień pychy może stać się stopniem pokory. Będzie tak wtedy, gdy zamiast ulegać np. nałogowi grzeszenia, człowiek go w sobie rozpozna i zacznie z nim takim przypadku 12 stopień pychy stanie się 1. stopniem pokory. „Podobnie 11. będzie drugim. 10 – trzecim. 9 – czwartym. 8 – piątym. 7 – szóstym. 6 – siódmym. 5 – ósmym. 4 – dziewiątym. 3 – dziesiątym. 2 – jedenastym. 1 – dwunastym”.Cytaty pochodzą z „Księgi o stopniach pokory i pychy” przetłumaczonej przez S. Kiełtykę i zamieszczonej w książce „O miłowaniu Boga i inne traktaty”, Poznań także:Pięć praktycznych wskazówek wychowawczych od rodziców św. TereskiCzytaj także:Świętość na opak, czyli o drodze dla niedoskonałychCzytaj także:Św. Antoni Zaccaria: Pierwszy kanonizowany lekarz i jego recepta na świętość ks. Marek Wójtowicz SJŚwięty Bernard urodził się w rodzinie burgundzkiej szlachty w 1090 r. na zamku Fontaines pod Dijon we Francji. Uczęszczał do szkoły prowadzonej przez księży w St. Vorles. Mając wiele talentów i naturalnych zdolności, był otwarty na działanie Boga. Gdy był małym dzieckiem, w uroczystość Bożego Narodzenia, ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. To doświadczenie niezwykłej czułości wobec Maryi i Jej Syna pozostało w nim żywe do końca życia. A kiedy zmarła jego matka – miał wtedy 17 lat – spontanicznie oddał się pod opiekę Matki Bożej. W tym czasie odkrył, że Bóg wzywa go do służby w swoim Kościele. Wśród cystersów Mając 22 lata, wstąpił do ubogiego klasztoru w Citeaux, w którym panowały Boży Duch i surowa dyscyplina. Dołączyło się do niego trzydziestu rówieśników. Wśród nich byli jego czterej bracia i dwaj wujowie, których przez kilka miesięcy przygotowywał do życia wspólnotowego. Wszyscy oni mieli jedno serce i jednego Ducha. Od początku nowicjatu Bernard prowadził głębokie życie duchowe, wiele się modlił, rozważał Pismo Święte, czytał dzieła Ojców Kościoła i umartwiał się, często poszcząc. Na co dzień doświadczał, jak bardzo Bóg go miłuje, a on sam stawał się coraz bardziej łagodny wobec innych. Pomimo słabego zdrowia opat klasztoru św. Stefan Harding wysłał go z dwunastoosobową grupą do nowej placówki cysterskiej w Clairvaux (Jasna Dolina). Mając zaledwie 25 lat, został tam opatem. W 1115 r. Bernard przyjął święcenia kapłańskie. Bardzo dbał o powierzoną mu wspólnotę zakonników. Przyjaźń z biskupem Paryża, a także jego szlacheckie pochodzenie przyczyniły się do założenia nowych fundacji cysterskich na terenie całej Francji, a nieco później także w innych krajach Europy, również w Polsce. Owocowanie Clairvaux Posługę opata Bernard spełniał przez 38 lat, zakładając kolejne klasztory. Pod koniec jego życia było ich 300, w tym klasztor założony w Jędrzejowie. Opat bronił autorytetu kolejnych papieży, zwalczając błędy katarów oraz filozofów ówczesnego czasu, głównie Abelarda. Wspierał prawowicie wybranego papieża Innocentego II, podróżując przez siedem lat po całej Europie, by spotkać się z królami, nakłaniając ich do posłuszeństwa nowemu papieżowi. Prowadził też bogatą korespondencję z wybitnymi teologami i myślicielami swej epoki, np. św. Robertem i św. Stefanem. Bernard był człowiekiem bardzo rozmodlonym, umiał łączyć głęboką myśl filozoficzną i teologiczną z osobistym doświadczeniem mistycznym. Gdy brakowało mu czasu na modlitwę w ciągu dnia, poświęcał nocne godziny na rozmowę z Bogiem. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i nieraz na sam widok krzyża zalewał się łzami. Często widziano go, jak serdecznie rozmawia z Ukrzyżowanym Panem. Na polecenie papieża Eugeniusza III św. Bernard ogłosił II krucjatę krzyżową, by bronić dziedzictwa chrześcijańskiego, które było zagrożone przez inwazję islamu. Wspierał też powstanie zakonu templariuszy, którzy mieli bronić pielgrzymów nawiedzających Ziemię Świętą przed napadami i stać na straży Grobu Chrystusa w Jerozolimie. Opat z Clairvaux pozostawił Kościołowi odnowioną teologię, bo czerpał dla niej inspiracje z Biblii i najwybitniejszych Ojców Kościoła. Napisał wiele rozpraw teologicznych, z których najważniejsze to: O łasce i wolnej woli, O stopniach pokory i pychy, Księga o miłowaniu Boga. Do dzisiaj możemy czerpać też z jego mądrych rad ascetycznych, jakie skierował do swojego ucznia, który został papieżem, przyjmując imię Eugeniusza III. Bernard pozostawił po sobie wiele kazań i komentarzy biblijnych, do Pieśni nad pieśniami. Pośród niezliczonych listów zachował się również list napisany do biskupa krakowskiego. Kazania o Matce Bożej W kazaniach św. Bernarda można odkryć wielką miłość i przywiązanie do Maryi. Niektóre teksty zamieszczono w brewiarzu. Do dzisiaj pozostajemy zadziwieni bezpośredniością, z jaką zwracał się do Niepokalanej. Rozważając tajemnicę zwiastowania, przynaglał Maryję: Odpowiedz więc, Dziewico, co prędzej, odpowiedz aniołowi i nie zwlekaj; odpowiedz mu, a przez niego i Panu. Wyrzeknij słowo i przyjmij Słowo; wypowiedz swoje i pocznij Boże; rzeknij słowo, które przemija, a posiądź to, które jest wiekuiste. Czemu się ociągasz? I czemu się lękasz? Uwierz, wyznaj i przyjmij. Niech pokora nabierze śmiałości, a powściągliwość ufności. Choć nie przystoi, aby dziewica, będąc niewinną, zapomniała o roztropności, to jednak tutaj, Dziewico roztropna, nie lękaj się śmiałości. Miła jest powściągliwość milczenia, lecz teraz bardziej konieczne jest słowo zmiłowania. W kazaniu na Boże Narodzenie św. Bernard zachęca nas, byśmy całym sercem i duszą, całą głębią naszego uczucia uczcili Maryję. Zapewnia nas, że Maryja zawsze i wszędzie czuwa nad nami, wspiera chwiejnych, budzi wiarę, umacnia nadzieję, rozprasza zwątpienia, podnosi małodusznych. Ona jest naszą pośredniczką do Syna, a przez Niego do Ojca. Dlatego kaznodzieja zachęca: Wzywaj Maryję! Jak i ty została Ona stworzona, ale czysta od wszelkiej skazy, w swym istnieniu jedyna i niepowtarzalna. Nie waham się powiedzieć, że i Ona zostanie wysłuchana, bo całkowicie jest oddana i uległa Panu. I z całą pewnością Syn wysłuchuje Matkę, a i Syna wysłucha Ojciec. Ukochani! Przez Nią grzesznicy mają dostęp do Boga, Ona jest naszą jedyną otuchą, w Niej pokładamy całą naszą nadzieję. Bo czyż może Syn odrzucić prośby Matki, czyż może pozostawić je nie wysłuchane? Czyż może Syn pozostać głuchy na błagania Matki i czyż On sam może nie być wysłuchanym przez Boga? Nic podobnego! „Znalazłaś łaskę u Boga” – mówi anioł do Maryi. Jakie to szczęście. Zawsze znajduje Ona łaskę u Pana, a tylko tej łaski potrzebujemy. Opat z Clairvaux odszedł do Pana 20 sierpnia 1153 r. Został kanonizowany przez papieża Aleksandra III. Pius XIII ogłosił św. Bernarda doktorem Kościoła. *** Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka. Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony, do Ciebie, o Panno nad pannami i Matko, biegnę, do Ciebie przychodzę, przed Tobą jako grzesznik płaczący staję. O Matko Słowa, racz nie gardzić słowami moimi, ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj. Amen. św. Bernard z Clairvaux Bernard urodził się w rycerskim rodzie burgundzkim, na zamku Fontaines pod Dijon (Francja) w 1090 r. Jego ojciec, Tescelin, należał do miejscowej arystokracji jako wasal księcia Burgundii. Jego matka (Aletta) była córką hrabiego Bernarda z Montbard. Jako chłopiec Bernard uczęszczał do szkoły prowadzonej przez kanoników diecezjalnych w St. Vorles, gdzie ojciec Bernarda miał swoją posiadłość. Ojciec marzył dla syna o karierze na dworze księcia Burgundii. W Boże Narodzenie Bernardowi miało się pojawić Dziecię Boże i zachęcać chłopca, aby poświęcił się służbie Bożej. Kiedy Bernard miał 17 lat (1107), umarła mu matka. Zwrócił się wówczas do Maryi, by mu zastąpiła matkę ziemską. Będzie to jeden z rysów charakterystycznych jego ducha: tkliwe nabożeństwo do Bożej 22 lata wstąpił do surowego opactwa cystersów w Citeaux, pociągając za sobą trzydziestu towarzyszy młodości. Niedługo potem również jego ojciec wstąpił do tego opactwa. Żywoty Bernarda głoszą, że wśród niewiast powstała panika, iż nie będą miały mężów, bo wszystko, co było najszlachetniejsze, Bernard zabrał do pokuty, jakie Bernard zaczął sobie zadawać, tak dalece zrujnowały jego organizm, że był już bliski śmierci. Kiedy tylko poczuł się nieco lepiej, wraz z 12 towarzyszami został wysłany przez św. Stefana, opata, do założenia nowego opactwa w pobliżu Aube, w diecezji Langres, któremu Bernard od pięknej kotliny nadał nazwę Jasna Dolina (Clara Vallis – Clairvaux). Jako pierwszy opat tegoż klasztoru otrzymał święcenia kapłańskie. Miał wówczas 25 lat. W tym opactwie pozostał przez 38 lat jako opat. Stąd też rozpowszechniał dzieło św. Roberta (+ 1110) i św. Stefana (+ 1134) przez założenie 68 nowych opactw, toteż słusznie nadano mu tytuł współzałożyciela zakonu cystersów. Bernard nadał mu bowiem niebywały dotąd rozwój w całej Europie. Co więcej, oprócz nowych kandydatów w szeregi jego synów duchowych zaczęli się zaciągać także zwolennicy reformy z wielu opactw benedyktyńskich. Bernard był nie tylko gorliwym opatem swojej rodziny zakonnej. Zasłynął także jako myśliciel, teolog i kontemplatyk. Umiał łączyć życie czynne z mistyką. Mając do dyspozycji na rozmowę z Bogiem tak mało czasu w ciągu dnia, poświęcał na nią długie godziny nocy. Założył około trzystu fundacji zakonnych, w tym także cysterską fundację w Jędrzejowie. Wywarł wpływ na życie Kościoła swej epoki. Był jedną z największych postaci XII wieku. Nazwano go “wyrocznią Europy”. Był obrońcą papieża Innocentego II. Położył kres schizmie Anakleta w Rzymie. Z polecenia Eugeniusza III ogłosił II krucjatę krzyżową. Napisał regułę templariuszy, zakonu powołanego w 1118 r. do ochrony pielgrzymów od napadów i stania na straży Grobu Chrystusa. Wyjednał także u papieża jej zatwierdzenie. Bernard bardzo żywo bronił czystości wiary. Wystąpił przeciwko tezom Abelarda, znanego dialektyka, bardzo awanturniczego i zbyt intelektualizującego prawdy wiary. Skłonił go do pojednania z zasłynął także swymi pismami. Jest ich wiele: od drobnych rozpraw teologicznych, poprzez utwory ascetyczne, kończąc na listach i kazaniach. Z traktatów najważniejsze to: O łasce i wolnej woli, O stopniach pokory i pychy, Księga o miłowaniu Boga, Pięć ksiąg do papieża Eugeniusza III. Z jego kazań najpiękniejsze to komentarze do Pieśni nad pieśniami (1136) i O Najświętszej Maryi listów zachował się także list do biskupa wyróżniał się także nabożeństwem do Męki Pańskiej. Na widok krzyża zalewał się obfitymi łzami. Bracia zakonni widzieli nieraz, jak czule rozmawiał z Chrystusem ukrzyżowanym. Dla wyrażenia swojej miłości do NMP nie tylko pięknie o Niej pisał, ale często Ją pozdrawiał w Jej świętych wizerunkach. Powtarzał wówczas radośnie Ave, Maria! Legenda głosi, że raz z figury miała mu odpowiedzieć Matka Boża na to pozdrowienie słowami: Salve, Bernardzie!Ikonografia często przedstawia go w tej właśnie sytuacji. Nadzwyczajny dar wymowy zjednał mu tytuł “doktora miodopłynnego”. Zmarł w Clairvaux 20 sierpnia 1153 r. Do chwały świętych wyniósł go papież Aleksander III w 1174 roku. Doktorem Kościoła ogłosił Bernarda papież Pius VIII w 1830 roku. W osiemsetną rocznicę jego śmierci Pius XII w 1953 r. wydał ku czci św. Bernarda piękną encyklikę, zaczynającą się od słów Doktor miodopłynny. Bernard jest czczony jako patron cystersów, Burgundii, Ligurii, Genui, Gibraltaru, Pelplina, a także pszczelarzy; wzywany jako opiekun podczas klęsk żywiołowych, sztormów oraz w godzinie śmierci. W ikonografii Bernard przedstawiany jest w stroju cysterskim. Jego atrybutami są księga, krzyż opacki, krucyfiks; Matka Boża z Dzieciątkiem, narzędzia Męki Pańskiej, pióro pisarskie, różaniec, trzy infuły u stóp, rój pszczeli, ul.

św bernard z clairvaux o stopniach pokory i pychy